2018/01/22 12:30
Każdy fan Counter-Strike: global Offensive czekał na to wydarzenie od kilku miesięcy. Major jest najbardziej prestiżowym turniejem, o jakim możemy mówić w przypadku cs'a. Chociaż pierwszy w tym roku ELEAGUE Major rozgrywany był już od 12 stycznia, to dopiero tydzień później mogliśmy zobaczyć polską drużynę w akcji. Niestety, występ Virtus.Pro nie należał do udanych.
Zespół Virtus.Pro po majorze rozgrywanym w Krakowie miało status Legendy, co było skutkiem dostania się Polaków do fazy pucharowej. W rezultacie
Złota Piątka rozpoczęła zmagania od fazy grupowej, bez konieczności rozgrywania kwalifikacji. Pierwszym rywalem Polaków był team Quantum Bellator Fire. W teorii VP nie mogło trafić lepiej, bo QBF jest najniżej notowanym zespołem w fazie grupowej. Wypada również wspomnieć o tym, że
do tego momentu Virtusi nie przegrali żadnego meczu inaugurującego na jakimkolwiek majorze.
Spotkanie miało format Bo1, co oznacza, że rozgrywana była tylko jedna mapa, w tym przypadku Cache. Niestety pierwsza połowa nie układała się po myśli polaków, kończąc się wynikiem 12:3 na korzyść QBF. Początek po stronie terrorystów również nie był obiecujący. Po przegranej "pistoletówce" i dwóch kolejnych rundach Quantum miało już na swoim koncie 15 rund. Niestety
Virtusi po stroni terrorystów nie zdobyli pojedynczej rundy, kończąc spotkanie wynikiem 16:3. Porażka ta boli tym bardziej że jest ona przerwą w passie VP, która trwała nieprzerwanie aż od 11 majorów.
Kolejnym rywalem Virtus.Pro w meczu drużyn przegranych było szwedzkie Fnatic. Spotkanie rozgrywało się na mapie Inferno. Niestety mecz ten wyglądał podobnie jak potyczka z Quantum Bellator Fire. Przez większość meczu to
Szwedzi dominowali, nie dając Polakom zdobyć nawet dziesięciu rund. Spotkanie to zakończyło się wynikiem 16:6, jednocześnie stawiając dalszy udział VP na majorze pod dużym znakiem zapytania.
Mecz ostatniej szansy rozgrywany był przeciwko Cloud9. Amerykanie podobnie jak Virtusi mieli bilans 0-2, co oznaczało, że póki co nie wygrali żadnej mapy w fazie grupowej. Spotkanie rozgrywane było na De_mirage. Niestety zmagania w meczu ostatniej szans również zdały się na nic. Po pierwszej połowie Amerykanie mieli przewagę 5 rund, co dawało jeszcze szansę na powrót dla Polaków. Niestety po zmianie stron Cloud9 dość szybko zaczęło zdobywać kolejne rundy i nim się obejrzeliśmy,
spotkanie zakończyło się wynikiem 16 do 7.
Wiele osób mówi o tym, że jest to koniec pewnej ery. Teraz pozostaje nam czekać na oświadczenia od graczy czy samej organizacji. Póki co powinniśmy podziękować zespołowi Virtus.Pro za wkład w rozwój polskiego esportu i liczyć na to, że jeszcze nie raz zobaczymy ich na serwerze, nawet jeśli mieliby pojawić się w barwach innej organizacji.
Chcesz więcej takich newsów? Daj lajka!
Kuba Chudziak
Współzałożyciel portalu APYnews. Zainteresowany tematyką wideo w internecie oraz influencer marketingiem od blisko 10 lat.